Super!

Będę pisał szczerze z własnego doświadczenia, całkowicie autentycznie, daj upuścić nieco mojemu słowotwórstwu i lubowaniu się w pisaniu i wysławianiu

Od małego elokwentny

Yoshi, piszę do Ciebie ponieważ przemierzając już niemało lat zagadnienia duchowego świata i ponosząc niewyobrażalną ilość zawodów, porażek, rozczarowań, bólu, strachu i milionów innych najgorszych stanów jakich można doświadczyć niezłomnie kontynuowałem nauki u moich guru niczym mały chłopiec u nauczycieli w szkole. Bez względu na to jaką wartość miały te nauki, czy były pomocne, czy wspierały i pokazywały dobry kierunek, czy miały sens czy nie, ufałem im jak szalony.
W pewnym momencie nie mogłem jednak unieść balastu cierpienia samotności podróży duchowej i w końcu załamałem się nerwowo i próbowałem popełnić samobójstwo. Napór cierpienia był zbyt ogromny, mój umysł zbyt słaby, a ilość kłamstw jakie mi wpojono - zbyt duża. Do tego byłem skrajnie samotny, bez nadzeji na wsparcie od drugiego człowieka.
Oszukano mnie. Nie spełniło się absolutnie nic z obiecanek - cacanek. Nic. Owszem - sytuacja życiowa się nieco polepszyła, ale wewnętrznie stałem się otępiałym, biernym, trupem. To się po prostu czuje, a nie rozumie. Aż przykro się robi.
To całe gówno stało się dla mnie największą nauką w całym życiu; w akcie desperacji, rozpaczy chciałem odebrać to co najcenniejsze - własne życie. Dzięki Bogu byłem wystarczająco słaby aby znosić te cholerne kłamstwa duchowych guru w nieskończoność - inni z tego co widzę są niemalże niezniszczalni i do końca życia nie doświadczą wewnętrznego "pęknięcia". Ego jest głupie i zahartowane cierpieniem w takim stopniu, że można je za przeproszeniem jebać bez końca i karmić kłamstwem aż do deski grobowej - nigdy się nie podda, a i pana Guru w stópki pocałuje. Przerażające.
Cała próba samobójcza to był to efekt obietnic jakie mi składali nauczyciele - że podążając tą drogą w końcu doświadczę tego na czym mi tak okropnie zależało (tak - tylko tego chciałem! Tylko tego i niczego innego, taki miałem cel od początku!) - odczucia Radości! Prawdziwej, autentycznej, wspaniałej Radości! Doświadczyłem jej w życiu tylko raz po zażyciu specyficznej substancji ale było to tak piękne, że zarzuciłem wszystko i poszedłem szukać mojego Gralla. Nic piękniejszego w życiu nie poczułem (aż do niedawna - również po substancji, ale nieco innej która ukazała mi fasadę miłości i współczucia) i tylko taki stan miał dla mnie znaczenie. Niewyobrażalne - radość. W tym okrutnym świecie radować się aż do łez!

Mooji, Eckhart Tolle, De Mello i wielu wielu innych pisało o tym stanie, a ja niczym osiołek nie podważając ani jednego zdania z ich książek i wykładów szedłem drogą prowadzącą w zupełnie inną stronę - do depresji, alkoholizmu, narkomanii, załamania psychicznego... zrujnowałem całe moje życie aż na końcu spojrzałem śmierci w oczy miotając się bezsilnie... Taka wspaniała była dla mnie duchowość.
Kurwa mać.
Może wydawać Ci się to nie związane z Tobą ale jednak jest coś niezwykle ważnego w tym co piszę. Prosto dla Ciebie, mam nadzieję że się mylę kolego drogi i z Tobą jest wszystko dobrze.
Otóż drogi Yoshi. Jako osoba oświecona musisz zdawać sobie sprawę z zagrożeń jakie czekają na poszukiwacza. Po prostu musisz to wiedzieć, bo przerobiłeś to zapewne nie raz na własnej dupie do momentu otrząśnięcia się z halucynacji umysłu. Budda ważył słowa bardzo dokładnie i chyba robił to jako jedyny z reszty gdakających kurczaków. Jego prawdy są
precyzyjne - bez zbędnego pierdolenia, prosto w punkt, w sedno, tak aby nie było niedomówień. Budda wiedział również jak ogromne mogą być konsekwencje błędnego zrozumienia słów przez ucznia - albo wychowa sobie wiernego psychopatę-ucznia albo wpieprzy człowieka w kłopoty. Pielęgnował ciszę ponad wszystko.
Mała dygresja - ciekaw jestem ile osób kończy podróż duchową przed oświeceniem przez samobójstwo albo nie kończy jej wcale ze względu na nacisk depresji i załamanie... Ciekaw jestem ilu duchowość naprawdę pomaga a ilu szkodzi... a ile okłamuję się w nieskończoność...
Yoshi, czy naprawdę osiągnąłeś stan oświecenia? Twoje nauki wyglądają jak fasada ego - osoby, która nie chcąc przyznać się do porażki duchowej zasłania się mówieniem o Prawdzie, a tak naprawdę nigdy jej nie doświadcza. Po prostu robi to wyłącznie w celu zaspokojenia swojego odczucia ważności w oczach innych osób poprzez "mądre mówienie" nigdy nie przeskakując w stan, który można by nazwać Oświeceniem. Chodzi również o zatarcie faktu, że bądź co bądź - zmarnowało się na podróży duchowej całe życie nie otrzymując nic w zamian.Boję się, że mogło coś takiego u Ciebie się wykształcić jako u osoby która posiada dosyć wąski wachlarz doświadczenia życiowego (tj. mocne społeczne i kulturowe warunkowanie albo jego całkowity brak poprzez odrzucenie przez społeczeństwo i stworzenie "własnego świata") i tutaj jest jedyne miejsce gdzie możesz przekazać swoją "wiedzę" oraz wizerunek (całkowicie nieprawdziwy).
Osobiście nawet na takim poziomie rozwoju jaki sam reprezentuję nie pozwoliłbym sobie na przeprowadzanie nauk w taki sposób jak robisz to Ty oraz niemalże wszyscy nauczyciele - są po prostu szkodliwe i diabelnie niebezpiecznie.
Do tego - nie dają żadnych wymiernych korzyści!!! Moje zrozumienie wszechświata to efekt uzyskania samoświadomości czyli czegoś co jest niezbędne aby uzyskać stan oświecenia w sposób świadomy (czyli z wyłączeniem aktu łasku jako determinującego czynnika), gdzie u Ciebie - praktycznie to zjawisko nie występuję.
Jedno - czy możesz przyznać szczerze w jakiej obecnie sytuacji się znajdujesz w życiu? Czy możesz odpowiedzieć
dlaczego nauczasz i w czym Twoje nauki są lepsze od innych? Czy możesz jako samoświadoma istota dać przekaz czegoś innego niż suche słowa wyczytane z książek, które w Twoim wypadku są niemalże odtwórcze? Czy potrafisz pokazać człowiekowi coś co mu naprawdę pomoże a nie tylko poklepać go po ramieniu mówiąc, że "wszystko będzie dobrze, to Twoja interpretacja doświadczenia jest błędna, a poza tym jest wszystko git"?
Jedno do cholery - wcale tak nie jest, że jest wszystko okej! Ja samemu wymyśliłem metodę (całkowicie przypadkiem, palnąłem jedno zdanie podczas rozmowy!), która w sposób natychmiastowy powoduję
skok postrzegania percepcji u osoby tak, że osiąga stan
szczęśliwości, zachwytu, nierozdzielenia! Tak - wymyśliłem ją samemu, i nie wymaga żadnego zrozumienia! Mam nadzieję, że wkrótce będę mógł podzielić się nią z wami i naprawdę odmienić doświadczenie ludzi w 5 minut!
To mój owoc - a Twój czym jest? Czy oprócz czczego gadania i bycia w centrum naprawdę pomogłeś chociażby jednemu poszukiwaczowi duchowemu chociażby w przejrzeniu iluzji rozdzielonych zmysłów? Czy pomogłeś osiągnąć stan szczęśliwości i spokoju? Chodzisz tylko z tym pytaniem "Kim Jesteś" jakbyś sam znalazł na nią odpowiedź ale nie mówił nikomu - to pytanie jest bardziej płytkie niż stwierdzenie "Jest Jedno" albo "Nie ma Ciebie".
Jedno, bardzo Ciebie przepraszam za ten elaborat i tak jak napisałem - nie mam zamiaru Ciebie w żaden sposób zranić. Chciałbym wejść w polemikę z Tobą i w razie potrzeby - pomóc Ci jeżeli okaże się, że jednak coś Ci się pomieszało. Wybacz mi za to wszystko ale pełniąc funkcję nauczyciela duchowego nie będę miał litości wobec osoby, która kłamie.
Po próbie samobójczej patrzę na duchowość krytycznym okiem - nie podoba mi się to co widzę, zaufałem całkowicie sobie i odrzuciłem wszystkich nauczycieli. Po jakimś czasie ogrom z nich jawi mi się w oczach... no niestety... jak pierdoleni oszuści i guru sekt. A nie pozwolę aby więcej osób ucierpiało poprzez błędne nauki tematu, który nie może pozostawiać żadnych wątpliwości -
chodzi przecież o Prawdę, czyż nie? A nie o bzdury.
Z szacunkiem,
DziwnyJestTenSwiat...